Karczma Ankh-Morpork

Witaj strudzony wędrowcze

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Proszę wszystkich użytkowników o przedstawienie się w temacie powitalnym. Pozdrawiam, Admin

#1 2008-10-31 18:13:12

Anfarius

Moderator

8196498
Zarejestrowany: 2008-10-25
Posty: 140
Punktów :   
Imię z Neuro: Curt

Gra Umysłów...

Prolog
Nagie wspomnienia


    Nad miastem zapadł zmrok, słońce, posyłając ostatnie promienie światła oświetliło liczne chmury. Noc, jak każda o tej porze roku, był w miarę ciepła i dla wielu osób bardziej przyjazna od upalnego dnia. Większość mieszkańców zaczęła kłaść się do błogiego snu. Bardzo prawdopodobnym jest, że tylko jedna osoba w całym mieście nie cieszyła się z tych nadchodzących kilku godzin. Nie każdy bowiem wie, że w śnie, tak jak nigdy, powracają, często niechciane, wspomnienia.
    W takim właśnie nastroju do snu kładł się Fryderyk Dorrewandel, mężczyzna około czterdziestu dwóch lat. Najpierw zdjął lekko przepocone ubranie, obmył pokrytą bujnym, acz siwym już zarostem twarz, i zwrócił się w stronę posłania. A te, jak przystało na wysokiej klasy kupca, było niczego sobie. Spokojnie mogła się w nim zmieścić piątka rosłych mężów, lecz Dorrewandel raczej wolał jednego męża i około dziesiątki dziewcząt. Teraz jednak czerwona pościel była nietknięta, żadne ponętne ciało nie kryło się pod nią. Także w firanach okien nie gościło nic prócz lekkiego wiatru z zewnątrz. Kupiec strzepnął poduszkę i powoli położył się. Wyprostowanie kości przyniosło ulgę. Jednak nie na długo. Pierwsza kropla potu spłynęła z bujnych, brązowych włosów, gdzieniegdzie naznaczonych siwizną. Nie ma co ukrywać, Dorrewandel się bał. Po okołu pół godziny oczekiwania w końcu zasnął. To, co ujrzał we śnie, wcale mu się nie spodobało.
    Promienie wschodzącego słońca zalały równinę i ociepliły znajdujące się na niej setki ludzi. Młody chłopak, ubrany w grube futra i ukrytą pod nimi kolczugę wpatrywał się w śnieg pod nogami. Wspierał się na długiej włóczni, którą to miał bronić szeregu razem z setką innych młodzianów. Natarcie było szybkie, jedyne, co obudziło z zamyślenia młodego Dorrewandela był okrzyk barbarzyńskich jeźdźców. Piętnaście minut później Fryderyk leżał na wznak, cięty szablą w prawe ramię, wśród trupów kolegów. Nie potrafił odwrócić wzroku, a patrzył wprost na roztrzaskaną czaszkę bliskiego przyjaciela. Miał także jego krew na twarzy, czuł ją, jak spływa po  nim. Miał szczęście, że go znaleźli. Miał szczęście, że w ogóle szukali. Miał szczęście, jako jedynym, że przeżył.
    Kupiec obudził się może na sekundę. Któż może wiedzieć, czy widział jego twarz. Nawet jeśli widział, nie mógł w ciągu tak krótkiego czasu skojarzyć fakty. To był sztylet, miecz, a może jeszcze inne śmiercionośne narzędzie. Szkarłatna, ciemna krew tętnicza przepięknie komponowała się z jasną czerwienią pościeli. Sadystyczna orgia trwała do rana, a później, gdy zmasakrowane ciało znaleziono na ulicy, nikt nie mógł przypuszczać, że to Fryderyk Dorrewandel.     

Pozdrawiam
Anf


Graj, Muzyko!

Offline

 

#2 2008-11-02 20:49:57

Anfarius

Moderator

8196498
Zarejestrowany: 2008-10-25
Posty: 140
Punktów :   
Imię z Neuro: Curt

Re: Gra Umysłów...

Rozdział 1
Wędrówka ludów


    Na wiele kilometrów wokoło doliny można było usłyszeć potężne uderzenia, jakby tysiące gromów uderzało w ziemię w tym samym momencie, praktycznie co sekundę. Było to najbardziej odczuwalne po obu stronach doliny, z których w dół sypały się potężne kawałki oderwanej ziemi. Przez dolinę przesuwało się, powoli, stado gigantów. Mężczyźni, wielkości mniejszych gór, kobiety, wielkości wzgórz i pagórków i dzieci, nie większe niż najwyższe dęby. Na czele stada szedł największy z nich, lekko już garbiący się gigant. Warkocze jakie zaplótł z brody sięgały ziemi i gdyby cokolwiek się w nie zaplątało, koniec tego czegoś byłby bliski. Na jednym ramieniu gigant miał przyczepioną wielką czaszkę, służącą w tym przypadku za naramiennik. Na drugim ramieniu siedział postać ludzkich rozmiarów, ubrana w ciemnoniebieski płaszcz z kapturem, który całkowicie przysłaniał twarz. Gdy gigant mówił, z drzew spadały liście.
    - Ahh... cudny miałeś pomysł, przyjacielu. Wreszcie dowiedziemy, że nie mogą nas tak traktować. W końcu jesteśmy myślącymi istotami, tak jak oni! Co z tego, że nasze rozmiary trochę nam przeszkadzają w życiu? Nie wybraliśmy, kim się urodziliśmy... - mówił gigant idąc naprzód i łamiąc potężne drzewa dzierżącym w prawej dłoni, kamiennym kijem.
    - Owszem, nie jesteście od nas gorsi, prawdę mówiąc jesteście nawet lepsi. Jeden człowiek nigdy nie da rady jednemu gigantowi, ba! Nawet setka ludzi mogłaby mieć problem – odpowiedział zakapturzony osobnik wprost w gigancie ucho.
    - W życiu nie chodzi tylko o walkę, przyjacielu. Ale jesteś jeszcze chyba za młody, by to pojąć. No i oczywiście jesteś czarodziejem, a na czym, jak nie na walce, zależy czarodziejom. Powiedz mi, chcesz się nami wysłużyć byśmy walczyli z ludźmi. Dzięki wściekłości naszych serc twoja moc mogłaby wzrosnąć... - to nagle zadane pytanie, jakże trafne, wybiło czarodzieje z równowagi. Kropla potu spłynęła po jego czole.
    - Nie, oczywiście, że nie... - odparł.

***

    Kwatera główna straży miejskiej była położona naprzeciw ratusza, po drugiej stronie rynku. Młody śledczy, Stevan Goess właśnie rozmawiał ze swoim partnerem, Ziliasem Kotyńskim.
    - A więc ciała nie można zidentyfikować, tak? - spytał, jednak Zilias wiedział, że było to pytanie retoryczne – Wiemy jednak, że następnego dnia zgłoszono zaginięcie Dorrewandela, tak? - Zilias znów nie odpowiedział – a ciało znaleziono zaledwie kilka ulic od jego domu, tak? W takim wypadku jak wysoką mamy prawdopodobność, że to ciało to Fryderyk Dorrewandel?
    - Można uznać, ze to ciało to Fryderyk Dorrewandel. Jednak by dowieść tego w sądzie, trzeba nam będzie dowodów. Tak więc na razie, an potrzeby śledztwa, możemy uznać, że nie mamy do czynienia z porwaniem i morderstwem, lecz tylko z morderstwem – odparł szybko Kotyński.
    - W takim razie, zabierzmy się do roboty... motyw. - odpowiedział z podnieceniem Goess podbiegając do tablicy i kreśląc na niej kredom imię i nazwisko zaginionego kupca.

***

    Zabójczyni wbiegła na szczyt wieży, gdzie, na drewnianym stole czekała na nią zapłata za wykonaną robotę i szczegóły kolejnego celu. Wysypała zawartość woreczka, liczba złotych monet zgadzała się z ustaloną kwotą. Następnie przeczytała liścik, jak zwykle zielonkawy, pachnący świeżą trawą.

    „Cel: Burmistrz Arkady Fleur ; Czas: dwa dni ; dodatkowe informacje: tylko i wyłącznie wypadek ; kwota: 2 tyś.”

    Kobieta w płaszczu podpaliła karteczkę pochodnią wiszącą na ścianie. Zbiegła po schodach w dół i znów zaczęła przygotowania do kolejnego zamachu. Swoje kroki skierowała do ratusza.

[Opowieść zawieszona na czas nieokreślony ze względu na brak pomysłów na fabułę... - dop. autor]

Pozdrawiam
Anf

Ostatnio edytowany przez Anfarius (2008-11-14 13:36:09)


Graj, Muzyko!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
fotowoltaika wrocław tytanes.pl wolne domki Łeba poxilina wrocław