Karczma Ankh-Morpork

Witaj strudzony wędrowcze

Ogłoszenie

Proszę wszystkich użytkowników o przedstawienie się w temacie powitalnym. Pozdrawiam, Admin

#1 2010-01-30 19:25:06

Anfarius

Moderator

8196498
Zarejestrowany: 2008-10-25
Posty: 140
Punktów :   
Imię z Neuro: Curt

"Stacja Montgomery" [opowiadanie]

Na wstępie przyznaje się, że to taka trochę kalka z "Aliena". No ale macie

Rozdział 1

23:22 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Laboratorium badawcze #1



    Lucy Brown, niska, szczupła i rudowłosa pani doktor zoologii międzygwiezdnej właśnie kończyła ostatnie skany. Urządzenia porozstawiane po całym pomieszczeniu były największymi osiągnięciami techniki laboratoryjnej, przywiezione tu prosto z taśmy produkcyjnej, kłóciły się z brudnymi, poobijanymi ścianami pomieszczenia. Stacja Montgomery była nieużywana od ponad dwudziestu lat, nikt tu nie stacjonował już od tak dawna. Lucy, razem z resztą załogi przylecieli tutaj z misją, której cele znane były tylko dwójce z siedmioosobowego zespołu. Nikt, poza najwyżej postawionymi władzami firmy ExoGeni, zajmującej się przede wszystkim bioinżynierią, nie wiedział, że Montgomery znowu pracuje. Towarzysze Lucy podpisali umowy o milczenie, liczące sobie po sto stron każda.
    Młoda doktor wiedziała dobrze, jak wielkie ryzyko nosi ta misja. Mimo tego, że zaledwie pięć lat temu skończyła edukację, dzięki dużym ambicjom, znajomościom i wielu nieprzespanym nocom szybko stała się jedną z głównych specjalistek od zoologii międzygwiezdnej w firmie. Jej specjalnością były gady, w tym także bardzo tajemnicze gatunki z układu Beta Dwanaście. Dlatego to właśnie ona została wyznaczona do tej misji.
    Stacja Montgomery liczyła sobie już dobre dwadzieścia pięć lat, była jedną z pierwszych ludzkich stacji w Beta Dwanaście. Zawisła nad najmniejszą planetą w układzie, najbliżej tutejszej gwiazdy. Temperatura na powierzchni w dzień wynosiła do 70 stopni Celsjusza. Lucy znała dobrze historię planety. Pierwsza kolonia powstała niedługo po zbudowaniu stacji, i liczyła od samego początku tysiąc mieszkańców. Dzięki specjalnym urządzeniom nad kolonią stworzono specjalne pole filtrujące promienie słoneczne, dzięki temu temperatura wewnątrz kopuły znacznie spadła. Zbudowano pierwsze kopalnie, natknięto się na bogate złoża metali szlachetnych. Kolonia funkcjonowała przez kilka miesięcy. W pewnym momencie łączność z nią została przerwana. Wysłano zespół bezpieczeństwa. Koloniści zostali przez coś zaatakowani. Nikt nie przeżył, zespół natknął się natomiast tylko na zdemolowane domy i na wpół zjedzone ciała. Sprawa została szybko zatuszowana, stacja Montgomery opuszczona, planeta Beta 12-1 skreślona z planów kolonialnych.
    ExoGeni zainteresowało się tym tematem, gdy jeden z ich zespołów badawczych natknął się na interesujące ślady w okolicy planety Beta 12-1. Lucy dobrze znała te raporty. Cokolwiek zabiło kolonistów, były to zwierzęta. Naukowcy ExoGeni ustalili, że to jakieś zaawansowane genetycznie gady. Firma chciała zdobyć przynajmniej jeden egzemplarz tego stworzenia. Lucy nastawiona była do tego sceptycznie, nikt nie powiedział, że te stworzenia będą miały w sobie coś przydatnego i godnego uwagi, jednak była na to szansa. Kolonia nie była bezbronna, wręcz przeciwnie. A jednak, została wybita do nogi. To coś musiało znaczyć.
    Doktor Brown skanowała właśnie ostatni dzisiejszy transport ziemi. Na planecie znajdowały się dwie osoby, które przy pomocy koparek i transporterów przesyłali ogromne próbki na stację. Byli uzbrojeni i wyszkoleni w walce, takie rozwiązanie było najbezpieczniejsze. Na stacji, oprócz Lucy zostały więc tylko cztery osoby. Stacjonowali tu już od dwóch tygodni, wśród próbek nie natknęli się jednak jeszcze na nic ciekawego. Gdyby to się nie zmieniło, pod koniec miesiąca mieli wracać.
    Ostatni skan, już prawie koniec pracy, gdy nagle urządzenie wydało z siebie krótki dźwięk oznaczający znalezienie czegoś. Lucy rzuciła zaciekawionym okiem na ekran. Pośród chłodnych skał coś się poruszało, jednak nie było wykrywane przez termowizję.
    To pewnie jakaś jaszczura, nie ma się czym przejmować.
    Lucy jednak wolała to sprawdzić. Szybkim krokiem wyskoczyła z laboratorium i skierowała się do ładowni. Kilka chwil później była już w dużej hali, całej pokrytej kamieniami i piaskiem. Skierowała się w stronę miejsca, gdzie komputer wykrył poruszający się obiekt. Na szczęście, w przeciwieństwie do większości kobiet-naukowców nie nosiła butów na obcasach, poruszanie się po trudnym terenie nie było więc dla niej trudne. Kilka minut później była już u celu. Rozglądnęła się dookoła, nie zauważyła nic szczególnego. I nagle obsunął się piasek. Coś wyskoczyło zza kamienia, Lucy nie miała czasu na reakcję. Poczuła uderzenie w brzuch, upadła na ziemię. Uderzenie było wilgotne, jakby to, co ją uderzyło, było organiczne i długo trzymane pod wodą. Spróbowała wstać, atakująca istota była jednak szybsza, wskoczyła doktor Brown na brzuch, mocnymi mackami rozerwała wełniany sweter i przyssała się do nagiej skóry. Lucy krzyczała, nikt jednak nie mógł jej usłyszeć. Czuła wyraźnie, jak istota mackami obejmuje ją wokół pasa, jest śliska, wilgotna, ohydna. Lucy Brown zemdlała.


Graj, Muzyko!

Offline

 

#2 2010-02-01 21:02:13

Anfarius

Moderator

8196498
Zarejestrowany: 2008-10-25
Posty: 140
Punktów :   
Imię z Neuro: Curt

Re: "Stacja Montgomery" [opowiadanie]

Rozdział 2

1:22 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Główna messa


    Mike Thurman i Jack O’Donnell wrócili na stację z powierzchni planety. Mężczyźni różnili się między sobą prawie pod każdym względem. Mike był czterdziestotrzyletnim byłym kapitanem statków wojennych typu Aviator, wysokim, szczupłym, o orientalnych rysach twarzy. Elegancki, wyrafinowany i przede wszystkim zdyscyplinowany. Mianowany został dowódcą wyprawy, dla firmy pracował już od dawna. O’Donnell natomiast był raczej niski, lecz barczysty, miał ogoloną głowę i gęstą brodę. Jego skóra była czarna, twarz zakazana, wyglądał jak typowy mieszkaniec zakładu karnego, który, mimo obecnego zajęcia, był. Tylko Mike i Lucy znali jego prawdziwą rolę na stacji, reszta miała tylko jakieś podejrzenia. Jack zwolniony został z aresztu dzięki grzywnie wpłaconej przez firmie, pod warunkiem, że zabierze się na tę misję. Po dwudziestu latach spędzonych za kratkami Jack nie zastanawiał się długo.
    Oboje przebrali się i umyli po ciężkiej pracy na powierzchni planety. Razem zeszli do messy, Mike nie mógł ani na krok oddalać się od O’Donnella, tylko on na całej stacji był uzbrojony i przygotowany do przedsięwzięcia odpowiednich kroków. W messie była już reszta załogi, mechanik Mia Lessen, lekarz Richard Flores, pilot George Orwell i obserwator z ramienia firmy Michael Tichtak. Brakowało tylko Lucy. Mike zauważył to od razu, reszta załogi także wyglądała, jakby właśnie o tym mówili.
    - Gdzie Lucy? – zapytał Mike podchodząc do stołu.
    - Nie przyszła. Dopiero co się zebraliśmy, nie mieliśmy czasu zacząć jej szukać. Pewnie zasnęła – zapewnił Michael – Ktoś może pójdzie ją odszukać? – Wszyscy spuścili głowy, nikt nie chciał tracić cennego czasu odpoczynku. Mike przewrócił oczyma.
    - Ja pójdę, zacznę od jej pokoju. Jack, zostaniesz tutaj – powiedział do więźnia i wyciągnął z kabury pistolet laserowy, jedyną broń na całej stacji. Wręczył ją pilotowi Orwellowi – wiesz jak się tym posługiwać, raczej się nie przyda, ale bezpieczeństwa nigdy dość – Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z messy.

W tym samym czasie
Stacja kosmiczna Montgomery
Pokój Lucy Brown



    Lucy była jak w transie. Obudziła się niedawno w ładowni. Istota, która się do niej przyssała, dalej była na swoim miejscu. To nie był sen. Znawczyni zoologii miała już do czynienia z takim stworzeniami, nigdy jednak nie atakowały one niespodziewanie, zawsze odbywało się to w sterylnym laboratorium pod ścisłą ochroną. Wstała, istota nie była zbyt ciężka, prawie nie przeszkadzała w ruchach. Lucy nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, ale dotyk wilgotnego ciała był prawie przyjemny. Zapięła laboratoryjny biały kitel, zasłaniając dzięki temu istotę. Nikt nie mógł jej zobaczyć. Musi się z tym uporać, znała konsekwencje zarówno zauważeniu tego przez innych członków załogi, jak i pozostawieniu tego na jej brzuchu. Musi się tego pozbyć. Trzeba spróbować.
    Szybko znalazła się w swoim pokoju. Na szczęście nikogo nie spotkała. Stacja Montgomery była duża, załoga pokoje miała w różnych jej częściach. Otworzyła swoje bagaże, miała tam odpowiednie przyrządy. Znalazła ostre narzędzia, noże, skalpele i obcęgi różnych rozmiarów, wszystkie białe, wyciągnięte spod igły. Położyła się na łóżku, zdjęła fartuch. Małe stworzenie ruszało się w górę i w dół, niezależnie od podnoszenia się jej brzucha w trakcie oddechu. Dopiero teraz przyjrzałam u się bliżej. Cztery macki przytwierdzone do okrągłego tułowia. Zero oczu, usta… usta były przyssane do brzucha. Stworzenie wydawało się ssać jej skórę, niebezpiecznie w pobliżu pępka. Lucy zaczęła się pocić, nie spodziewała się, że stanie się to aż tak szybko.
    Wzięła do ręki skalpel, nie chciała od razu atakować stworzenia, nie wiadomo, jak mogłoby się to dla niej skończyć. Zbliżyła narzędzie do jednej z macek, które oplotły ją w pasie. Zanurzyła ostrze w organicznej tkance. Istota zasyczała, dźwięk wwiercił się w uszy Lucy, czuła to tak, jakby coś na różnych częstotliwościach drapało tablicę. Oddaliła skalpel mimowolnie. To będzie trudniejsze, niż myślała.
    A gdyby to zabić? Szybko?
    Chwyciła największy nóż, jedną ręką przytrzymała tułów istoty. Jedno pchnięcie powinno załatwić sprawę.

1:28 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Główna messa



    Mia podała wszystkim jedzenie, nie zamierzali czekać na dowódcę i Lucy. Orwell położył pistolet na blacie stołu i zajął się jedzeniem. Po tych kilku tygodniach tylko Mike jeszcze nie ufał więźniowi. Jednak, jak już wiele razy było to mówione w historii, pozory mogą kłamać. Więzień mimo tego, jak się zachowuje, najbardziej chce być wolnym. I wykorzysta ku temu każdą okazję. Firma gwarantowała Jackowi, że po powrocie z misji zostanie wypuszczony, ale on nie wierzył w to. Spodziewał się powrotu do więzienia. Prawda była jeszcze gorsza.
    Siedząc teraz zaledwie dwa metry od pistoletu, jego najprostszej drogi ucieczki, patrzył na niego z pożądaniem. Wystarczy jeden ruch, ich jest czterech, ale nawet nie zdążą zareagować. Odczekał kilka minut, zjadł część swojej porcji.
    Poderwał się z ławki w sekundę, szybko, zręcznie. Nachylił się przez stół, chwycił pistolet za lufę i odskoczył ku jedynym drzwiom w pomieszczeniu. Reszta załogi także zerwała się z siedzeń, jednak zanim zdążyli zrobić cokolwiek innego, on już do nich celował.
    - Rączki do góry! – wykrzyknął Jack, a załoga szybko posłuchała – Macie się stąd nie ruszać, a jeśli ktoś za mną pójdzie to… - wycelował i pociągnął za spust. Krótka wiązka lasera pomknęła w stronę kolana należącego do pilota Orwella. Spodnie rozdarły się, noga zgięła pod bardzo nieprawidłowym kątem, George syknął i zwalił się jak głaz - …to nie skończy się na postrzale – dokończył więzień, nogą otworzył drzwi i wyszedł pośpiesznie.

W tym samym czasie
Stacja kosmiczna Montgomery
Korytarze niedaleko pokoju Lucy Brown



    Mike nie martwił się o Lucy. Uważał, że na pewno zasnęła i zapomniała o kolacji. Do jej pokoju nie ciągnęła go troska, lecz właśnie to, możliwość zobaczenia pani doktor w łóżku. Kaskada rudych włosów rozpuszczona na poduszce, młode ciało pod cienką kołdrą. Lucy Brown była pociągająca, musiał przyznać.
    Był już niedaleko jej pokoju, gdy usłyszał przytłumiony syk. Nie był jednak ludzki, Mike potrafił to rozpoznać. Erotyczne fantazje szybko wyleciały mu z głowy.
    Czyżby? Nie, to niemożliwe!
    Przyspieszył kroku, prawie biegł. Znalazł się przy drzwiach, bez pukania otworzył je na oścież. W pokoju było zapalone światło. Na łóżku leżała Lucy, ale nie taka, jak sobie ją wyobrażał. Spocona, brudna ,poszarpana, miała przerażenie w oczach. Dopiero po chwili zauważył istotę na jej brzuchu i nóż w ręku. Pani doktor poderwała się z łóżka i szybko znalazła w rogu pokoju. Nie potrafiła nic powiedzieć, wyglądała na przerażoną. Mike nie wiedział, co o tym myśleć.
    - Lucy, czy to..? – zrobił krok do przód, Lucy zaczęła płakać – to jest to? – dokończył. Doktor Brown zaczęła kiwać potakująco głową. Thurman zbliżył się do niej jeszcze bardziej, znacząco oddalając się od drzwi wejściowych.
    Kilka chwil później stanął w nich Jack O’Donnell. Najpierw pewny siebie, z zimną krwią planujący popełnić morderstwo. Zauważył istotę na brzuchu Lucy i mina mu zbledła. Teraz był przerażony, jak umierający tygrys gotowy na wszystko. I był uzbrojony.


Graj, Muzyko!

Offline

 

#3 2010-04-29 20:01:55

Anfarius

Moderator

8196498
Zarejestrowany: 2008-10-25
Posty: 140
Punktów :   
Imię z Neuro: Curt

Re: "Stacja Montgomery" [opowiadanie]

Raczej nie szczyty moich umiejętności, ale na odprężenie może być

Rozdział 3

1:35 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Główna messa



    Postrzelony Orwell leżał na stole nieprzytomny. Kolano zostało przestrzelone na wylot, laser tak bardzo przysmażył tkankę, że prawie nie krwawiła. Mimo to niewielka ilość szkarłatu robiła upiorne wrażenie w kontraście do prawie sterylnej bieli stołu. Zajął się nim lekarz – Flores. Niedawno skończył studia, bardzo dobrze się zapowiadał, a poza tym jego ojciec był znajomym szefa firmy. To pomaga w znalezieniu pracy. Richard szybko, bez zastanowienia podjął wyuczone kroki, była to jego pierwsza sytuacja tego typu. Dla kogoś z zewnątrz musiał wyglądać na prawdziwego, opanowanego profesjonalistę. Ale… pół dawki, czy cała dawka? Niech będzie cała. Młody lekarz z wprawą wbił strzykawkę w szyję pilota
    - To powinno go ustabilizować. Raczej nic mu nie grozi – zapewnił resztę załogi.
    - Kto pójdzie powiedzieć Mike’owi? – zapytała drżącym głosem Lessen – trzeba go jak najszybciej powiadomić, jeśli Jack się na niego natknie, wyeliminuje go bez zastanowienia! – Tichtak był mocno przerażony, to nie była jego pierwsza misja w terenie, ale jeszcze nigdy nie miał problemów z uzbrojonym więźniem.
    - Ja nie mogę iść, muszę zostać z Orwellem – wymigał się pośpiesznie lekarz.
    - Tichtak… - zagadnęła błagalnie Mia Lessen.
    - Dobra, pójdę, poczekajcie tutaj, to chyba najbezpieczniejsze miejsce… - odparł Michael biorąc do ręki kuchenny nóż. Zawsze to jakaś broń, pomyślał wychodząc z messy. Pobiegł w stronę pokoju Lucy Brown.

1:35 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery



    Oprócz prawie sterylnych korytarzy i pomieszczeń, wszystkie budynki, nie wykluczając stacji kosmicznych, posiadają puste przestrzenie, w których normalnie nikt nie powinien przebywać. Pełno ciągnących się rur i kabli, a to wodociągi, klimatyzacja, bebechy większości maszyn na stacji. A co, myślisz, że lodówki są takie małe? Takie właśnie przestrzenie są idealne dla kogoś, kto próbuje się przekraść. Ciężko dla kogoś na zewnątrz odróżnić kroki od zwykłego syczenia rur. Jeśli więc nie jesteś trzymetrowym mutantem, korzystaj!
    Zazwyczaj panuje tam ciemność, od czasu do czasu rozświetlana przez czerwoną lampkę awaryjną, na wszelki wypadek, jakby ktoś jednak musiał tędy przechodzić. Na stacji Montgomery, akurat wtedy, przez kilka minut oprócz zwykłych dźwięków, jakie rozbrzmiewają w tych pomieszczeniach, można było wyłapać coś jeszcze. Chaotyczne syczenie, uderzenia, coś się porusza, nie chodzi… pełznie… jest… spore.

1:40 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Pokój Lucy Brown



    Boże, żeby tylko on tu był, powtarzał sobie Tichtak pokonując ostatni zakręt blisko pokoju Lucy. Otwarte drzwi, to chyba dobrze. Zapalone światło, świetnie. Smród spalenizny… co!? Tichtak przyśpieszył kroku, wpadł do pokoju Lucy i stanął jak wryty. W kącie, skulony leżał trup Lucy, trafiony kilka razy z laserowego pistoletu. Skóra i organy wewnętrzne zagotowały się i wylały na zewnątrz, oczy wypalone. Na jeszcze niedawno czystym łóżku, na brzuchu leżał totalnie usmażony Mike Thurman. Oboje byli jeszcze ciepli. Michael upadł na kolana i zwymiotował obficie zjedzony niedawno posiłek. Zemdlał.

1:45 czasu uniwersalnego
Stacja kosmiczna Montgomery
Główna messa



    Mia przygotowała jeszcze po nożu dla siebie i doktora, w razie przybycia O’Donnella. Oczywiście, nie mieliby szans w starciu z pistoletem laserowym, ale zawsze, mając broń człowiek czuje się bezpiecznie. Teraz młoda pani mechanik siedziała na plastykowym krześle przy drzwiach, w każdej chwili gotowa do ataku. A przynajmniej tak wyglądała. Doktor Flores stał nad nieprzytomnym Orwellem. Był mocno spocony, Mia jednak uznała, że to przez zaistniałą sytuację. Sama była przecież kłębkiem nerwów.
    Flores myślał jednak nad czymś innym. Zupełnie zapomniał o O’Donnellu i jego pistolecie. Trzymał rękę na szyi Orwella, cały czas mierząc puls. Już od kilku minut. Wpatrywał się w nieobecną twarz. Pulsu jednak nie było. Cholera… przedawkowałem, pomyślał Flores. On… nie żyje?
    - Mia… ja… on… - zaczął bełkotać Flores – ja go chyba… zabiłem.


Graj, Muzyko!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
ambele.pl piosenka o małpce komornik praga południe Komornik Lubin